ZAPRASZAMY NA WYWIAD Z DANIELEM FORMELĄ Z TEAM POLAND

Maciej Mikołajczyk: Swoją przygodę ze sportem zaczynałeś od kolarstwa MTB i szosowego. Rower to w triathlonie Twoja najmocniejsza strona?
Daniel Formela: Zdecydowanie tak, chociaż po kilku latach przemyślanych treningów pod okiem trenera Jakuba Czai uważam, że również bieganie jest moją mocną, o ile nie najmocniejszą stroną.
X
We wrześniu tego roku planujesz wziąć ślub. Jak twoje wyjazdy, treningi, starty w zawodach, rozłąkę z domem znosi Twoja narzeczona?
X
Rozłąki z domem za bardzo nie ma, bo na obozy nie wyjeżdżam prawie w ogóle - w ciągu czterech lat byłem na nich zaledwie dwa razy. Co do znoszenia przygotowań, to już inna kwestia. Oczywiście Gosia bardzo mnie wspiera i jej równie mocno zależy na moim sukcesie, co zdecydowanie pomaga mi w uprawianiu wyczynowo sportu. Poza tym sama trenuje i bierze udział w zawodach, chociaż robi to amatorsko, poza pracą. Mimo wszystko najtrudniej jest, kiedy ja „pilnuję wagi”, czyli każdego dnia precyzyjnie liczę zjedzone lub wypite kalorie, co trochę utrudnia nam np. wyjście na pizzę.
X
W 2015 roku zdobyłeś srebrny medal mistrzostw Europy w duathlonie. Jak wspominasz ten sukces? Czy był to przełomowy moment w twojej karierze?
X
Jak dotąd jest to dla mnie największy sukces sportowy w kategorii PRO. Medal Mistrzostw Europy okazał się przełomem głównie w kwestii prestiżu i uznania. W kwestii sponsorów, to akurat po tamtym sezonie miałem ich mniej, tzn. 1-1=0. Najważniejsze dla mnie i trenera jest to, że bez gdybania wiemy, że jestem w stanie rowerowo i biegowo rywalizować na europejskim poziomie. Kolega, który był przede mną na ME, w tym roku wygrał Ironman 70.3 w Luksemburgu w kategorii PRO, mimo że nie jest najlepszym pływakiem. Daje mi to nadzieję, że przy konsekwentnej pracy nad pływaniem, również będę w stanie osiągnąć taki cel.
X
Jak udało Ci się godzić studia z treningami?
Na początku zacząłem studiować dziennie psychologię i trenowałem dalej na rowerze, startując w amatorskich wyścigach szosowych. W trakcie następnego roku psychologii zdecydowałem się na drugie podejście do matury. Oczywiście za pierwszym razem zdałem ten egzamin, ale przedmioty, które wówczas zaliczyłem nie przybliżały mnie do nowego planu. Dlatego równolegle do psychologii zacząłem uczyć się fizyki, chemii i biologii. Dzięki temu od trzeciego roku psychologii zacząłem równolegle studia dzienne na Politechnice Gdańskiej. Jedynie przez rok, kiedy łączyłem studia z maturą i pierwszy semestr psychologii z politechniką, musiałem odstawić rower na bok. Bardzo szybko przyzwyczaiłem się do długiego zakuwania i w przerwie nauki, o godzinie 23 lub 24 w nocy zacząłem wychodzić na szybki, intensywny bieg, żeby pobudzić organizm i mieć siłę na dalszą naukę. Po kolejnych kilku miesiącach zacząłem wplatać coraz więcej treningów biegowych, aż po jakimś czasie wróciłem do kolarstwa dzięki kolegom z klubu Trek Gdynia, którzy skutecznie zachęcili mnie do powrotu.
X
Jaką rolę w twoim życiu odegrał Wiktor Wróblewski? Bez niego nie byłbyś sportowcem?
X
Wiktor jest moim przyjacielem od wielu lat i śmiejąc się mogę powiedzieć, że bez niego byłbym chyba nikim. Poznaliśmy się w 2003 roku w WKS Flota Gdynia w trakcie przygotowań do kolejnego sezonu. Miałem już za sobą pierwsze wygrane i kilka dobrych wyników, ale wszystko w regionie pomorskim. Kiedy chciałem myśleć o czymś więcej, o ściganiu się w całym kraju, lepszych rezultatach, to kompletnie nie wiedziałem jak się do tego zabrać, a tak naprawdę nie wierzyłem, że wolno mi tak nawet myśleć. Dzięki Wiktorowi nauczyłem się wielu rzeczy zarówno treningowych, z zakresu fizjologii, jak i psychologii i motywacji. Powtarzam to przy każdej możliwej okazji, że dzięki niemu jestem tu, gdzie jestem. Na przykład w trakcie nauki w liceum Wiktor powiedział do mnie, czy chcę złożyć wniosek o indywidualny tok nauczania? „Że co!?” Kompletnie nie rozumiałem co do mnie mówił. Kiedy zrozumiałem, że chodzi o to, żebym mógł więcej trenować i uczyć się sam w domu, a do szkoły przychodził zdawać to co trzeba, to było to dla mnie czymś tak ogromnym, jakbym miał teraz stanąć obok Jana Frodeno i być porównanym do niego. Dzięki odwadze, wierze w siebie i uporowi, których nauczył mnie Wiktor, zyskałem zgodę na indywidualny tok nauczania i dalej potoczyło się tak, jak już opisałem. Nie inaczej było później na studiach, co znacznie ułatwiało mi godzenie nauki za sportem.
X
Jakie masz cele na drugą część trwającego sezonu?
Moja druga część sezonu, podobnie jak w 2016 roku, stała się pierwszą częścią. Co prawda w tym roku nie chorowałem już tak dużo i długo jak w poprzednim sezonie, ale w kluczowych momentach brak zdrowia uniemożliwił mi występ w ważnych zawodach. Dlatego już najbliższy start to będą Mistrzostwa Świata ITU w duathlonie na długim dystansie w szwajcarskim Zofingen (kat. PRO). Poza tym każda jesień obfituje u mnie w liczne starty biegowe i w tym roku nie powinno być inaczej. Jest jeszcze pomysł i zarazem wielka chęć wzięcia udziału w triathlonie na dystansie 1/2 Ironmana i teraz tylko czekam na odpowiedzi od organizatorów, żeby wyjaśnić wszystkie kwestie i mam nadzieję, że jeszcze w październiku lub listopadzie pojawię się na starcie triathlonowym.

Międzynarodowy Komitet Olimpijski zdecydował, że podczas igrzysk w Japonii odbędą się zawody sztafet mieszanych w triathlonie. Co sądzisz o takiej konkurencji?
Mam podzielone zdanie na ten temat, co oczywiście nie znaczy, że dla wszystkich jest ono słuszne. Z jednej strony to świetna wiadomość dla kibiców, bo dojdzie kolejny wyścig triathlonowy. To również jest dobra wieść dla całego triathlonu. Oczywiście sztafety są wyścigami nieprzewidywalnymi, dlatego nie będziemy do niego podchodzić nieco z nudą jak podczas ostatnich igrzysk, gdzie każdy stawiał na Jorgensen wśród kobiet i braci Brownlee wśród mężczyzn. Z drugiej strony mam wątpliwości co do tej atrakcyjności z perspektywy zwykłych kibiców – fanów innych dyscyplin. Dla kogoś, kto na co dzień nie interesuje się triathlonem, i to tym olimpijskim, może być trudno o zaangażowanie się w śledzenie takiej anonimowej poniekąd rywalizacji. Co innego, gdyby np. w miejscu sztafet był wyścig na dystansie Ironmana lub 1/2 Ironmana, gdzie startuje już inna stawka zawodników, moim zdaniem bardziej znana szerszemu gronu. Oczywiście to moja subiektywna ocena i cieszę się, że w relacji będę mógł obejrzeć jeden wyścig więcej.
Ogłoszony niedawno przez Polski Związek Triathlonu system obowiązkowych licencji, który obowiązywać będzie od 2018 roku, wzbudził bardzo duże zainteresowanie w środowisku triathlonowym. Jakie masz zdanie na ten temat?
Pomysł z licencjami oceniam bardzo pozytywnie. Przynajmniej z informacji, które do tej pory otrzymałem. Miałem przyjemność wziąć udział w spotkaniu w Polskim Związku Triathlonu, gdzie ten projekt został zaprezentowany. Wielokrotnie też tłumaczyłem i prostowałem ten pomysł wielu moim znajomym, którzy nie do końca załapali ideę licencji. O ile nic się nie zmieniło, to pomysł licencji jest bardzo dużą szansą dla młodego triathlonu w Polsce. Można to opisać jako „triathloniści dla triathlonistów”. PZTri, z tego co się orientuję, nie jest majętnym związkiem sportowym, o ile nie jest najmniej majętnym ze wszystkich. Szkolenie i poszukiwanie młodych talentów nie może zadziałać w sposób systemowy (uporządkowany i na szeroką skalę), na zasadzie wolontariatu. Głównym zamysłem licencji było (i pewnie dalej jest) transparentne dysponowanie środkami właśnie na wspomniany przeze mnie cel. Nie będę opisywał jak wygląda życie, realia zawodowego triathlonisty w Polsce, ale może poza kilkoma wyjątkami (tutaj też mogę się pomylić), większość sportowców jedzie na minusie finansowym i raczej nie jestem sam w tym gronie. Nikt nie mówi tutaj o zarabianiu, a wielu ma nadzieję, żeby wyjść na zero. Ten obraz daje do zrozumienia, że jeśli zawodowcy, mający rodziny lub nie, nie są w stanie zarobić, by spłacić długi zaciągnięte na sport (np. bilet na zawody, sprzęt, paliwo, itd.), to są raczej małe szanse, że młodzi zawodnicy będą się garnąć do triathlonu, widząc taką perspektywę. Nie chodzi mi tutaj o zmianę warunków dla nas, tylko szansę na lepszy start dla być może wielkich talentów, które mogłyby się zmarnować, wybierając inną dyscyplinę.
X
Co na co dzień je Daniel Formela? Jak wygląda twoje menu? Czy prowadzisz restrykcyjną dietę, czy czasem pozwalasz sobie pofolgować?
X
Bardzo lubię sobie pofolgować, ale najpierw muszę sobie na to zasłużyć. Temat „jedzenie” jest dla mnie jednym z ulubionych. Z jednej strony bardzo dużo uczę się od mojego trenera, który jest doktorem farmacji i dietetykiem. Przy każdej okazji zasypuję Kubę pytaniami, chodzę na jego wykłady, słucham podcastów albo czytam artykuły na temat żywienia i niuansów. Na co dzień jednak „walczę z wagą”, co już wcześniej wspominałem. Rywalizacja na najwyższym poziomie – europejskim i światowym, nie pozostawia mi wyboru. Jeśli trafię z formą i innymi czynnikami na ważny start, np. mistrzostwa Europy, to mogę być na podobnym poziomie, co kilku czołowych zawodników. Jeśli miałbym w taki dzień nosić ze sobą nadbagaż 4-5 kilogramów więcej niż potrzebuję, to jestem pierwszym kandydatem do tego, żeby odpaść z rywalizacji o medal. Stąd też bardzo wnikliwie pilnuję tego, co jem oraz ile jem.
X
Wyciągając przykładowo menu z jednego dnia, to wygląda ono tak:
X
śniadanie: 1-2 banany, płatki z różnych zbóż oraz mleko (max 1,5%) + kawa.
drugie śniadanie: serek homogenizowany (mój ulubiony) lub jogurt, mała kawa, owoce
obiad: kasza jaglana/jęczmienna, brokuły/kalafior/gotowana marchewka lub mix +
mięso lub ryba (mięso albo wołowina albo drób)
podwieczorek: owoce (banan/nektarynka/jabłko/gruszka/ winogrona – lub sałatka owocowa)
kolacja: tutaj zależy od tego, ile kalorii zostało mi na dany dzień i jaki trening mam następnego dnia. Czasem świadomie przekraczam wyliczoną pulę kalorii, żeby mieć siłę (węglowodany) na ciężki trening kolejnego dnia. Zatem makaron lub kanapki, a ostatnio zdarzają mi się nawet lody (oczywiście zważone)
Najważniejszym elementem mojej całodziennej diety jest świeżo-wyciskany sok z buraków. Robię go prawie codziennie, z wyłączeniem dni startowych i przeważnie piję około 250 ml samego soku z buraka, a dodatkowo do tego wyciskam sok z marchwi, jabłka i czasem szpinaku.
X
Jak wygląda twoja współpraca z Jakubem Czają? Dużo mu zawdzięczasz.
X
Przy takim pytaniu trudno byłoby zaprzeczyć i napisać inaczej. Oczywiście, że Kubie zawdzięczam bardzo dużo i traktuję go jak mojego drugiego brata, mimo że każdy z nas ma rodzeństwo. Taka relacja pozwala też Kubie na nieco więcej, czyli na przykład na zwrócenie mi uwagi w sposób, w który nie robi tego w stosunku do innych podopiecznych. Mam na myśli dosadny sposób i skuteczny zarazem. Poza tym uważam, że tworzymy z Kubą bardzo zgrany duet i jedyna rzecz, która nam jeszcze brakuje, to moje zdrowie w najważniejszych momentach. Mimo wszystko nie poddajemy się i konsekwentnie ćwiczymy dalej, celując w jak najlepsze wyniki. Teraz pod okiem Kuby przygotowuję się do wspomnianych mistrzostw świata w duathlonie i bardzo często wychodzimy na wspólny trening. Albo biegamy, jeździmy lub pływamy razem, albo ja trenuję, a Kuba pilnuje jakości mojego treningu, np. pokrzykując co podbieg „kolano wyżej!”.

Zdjęcia: Daniel Formela
Dziękuję za rozmowę.
Maciej Mikołajczyk,
Polski Związek Triathlonu
Opublikowano 18-08-2017